piątek, 29 czerwca 2018

Historyczna prawda jest tylko jedna.

Od prawdy trudno jest uciekać. Krew żołnierza, który walczy o niepodległość Ojczyzny jest na cenę złota i wiekowej pamięci rodaków. Nie można dzielić zasług. Jest jednak skala porównawcza wielkości, nasilenia i zasięgu organizacyjnego oddziałów Polski Podziemnej -Armii Krajowej od innych grup wojskowych. Zorganizowane, silne państwo podziemne ze wszystkimi strukturami władzy i mające, uznawany przez cały świat, rząd emigracyjny w Londynie, trudno porównać do innych grup partyzanckich. Ta największa armia podziemna podbitej Europy ma za sobą nie tylko chwalebną działalność bojową z oboma okupantami ale i silny wywiad, który zapisał się złotymi zgłoskami w annałach II wojny światowej ( np. sprawa Enigmy, lub przesłanie  rakiety V-1 do Londynu). Gdy odwaga staniała, a bohaterowie wymarli zaczyna się stosować za pieniądze uzyskiwane z darowizn i grantów zagranicznych, naginanie historycznych zdarzeń w/g widzimisię szemranych historyków. Ostatnio zastanowiła mnie organizacja i jej forma -bojowego zdarzenia - Akcji w Czerwonym Borze.Oto oryginalna relacja tej akcji przekazana przez ówczesnego szefa wywiadu i BIP Okręgu Białystok -kpt. Władysława Brulińskiego ps. Oskar.:
"Inspektorat Mazowiecki podjął akcję odbicia aresztowanych z więzienia w Łomży. Kierownictwa akcji objął kpt. "Jacek" (Jan Buczyński), który w tym czasie pełnił funkcję inspektora. Zarządził on zgrupowanie batalionu na Czerwonym Borze. Już u samego założenia tej akcji tkwił błąd.Trudno było uwierzyć, aby zgrupowanie około 400 ludzi nie zwróciło uwagi agentów gestapo.Cóż dopiero mówić, gdy zgrupowanie trwało 5 dni. W skład zgrupowania wchodził oddział NOW, który był organizacyjnie wyodrębniony. Nie był to duży oddział - około 30 ludzi, ale słabą jego stroną było to, że nie posiadał dowódcy, który by przeszedł chrzest ogniowy w oddziałach partyzanckich. Z miejsca powstał problem zaopatrzenia. Do tej akcji musiały być włączone wsie w pobliżu poligonu na Czerwonym Borze......
Czwartego dnia wieczorem dotarły pierwsze meldunki o tym, że Niemcy szykują na szeroką skalę akcję okrążenia.Wywiad obwodu przesłał do zgrupowania meldunek - prawdopodobnie o wyolbrzymionych danych liczbowych, że około 10 tys. żandarmerii polowej zostało zgrupowane w rejonie Łomży  i , że w akcji okrążającej ma brać udział broń pancerna i lotnictwo. Czy d-ca podał do wiadomości treść meldunku niższym podkomendnym - nie wiadomo. Należy jednak przypuszczać, że nie, skoro żołnierze NOW twierdzą, iż zostali całkowicie zaskoczeni, gdy o świcie spostrzegli tyralierę żandarmerii w odległości 50 m. Uderzenie ruszyło od strony Tabendza. Żandarmi natknęli się na placówkę żołnierzy NOW. Z obu stron posypały się serie z broni maszynowej. Nasi mieli stanowiska zakryte i wstrzymali natarcie.. Natychmiast włączyły się do akcji pozostałe plutony. Tu już nie było zaskoczenia i Niemcy zostali przywitani celnym ogniem karabinów. Od pierwszej chwili Niemcy mieli zdecydowaną przewagę ognia.Walka trwała dłuższy czas. Niemcy podciągali większe siły. Na stanowiska zaczęły padać pociski możdzierzy. Odcinek broniony przez żołnierzy oddziału NOW - nie wytrzymał trzeciego natarcia i rozpoczął powolny odwrót. Było rzeczą jasną, że w nierównej walce oddziały "Jacka" nie utrzymają się długo. Byli zabici i ranni. "Jacek" decyduje się na wycofanie. Natarcie niemieckie spychało powoli wycofujące się oddziały w kierunku Śniadowa. Lasy ciągnące się tylko wąskim pasmem nie mogły stanowić osłony, tym bardziej, że w każdej chwili grozić mogło okrążeniem.... Dyscyplina nie obytego w walce żołnierz załamywała się. "Jacek" nie panował nad sytuacją. Moment krytyczny nadszedł w chwili, gdy na tyłach ostrzeliwujących się partyzantów pojawił się pociąg idący z Łap na Ostrołękę. Był już zmierzch i któryś z żołnierzy podał wiadomość, że pociąg pancerny odcina odwrót. Nie był to pociąg pancerny, ale rzeczywiście Niemcy zamierzali odciąć naszym odwrót, gdyż z pociągu, który zatrzymał się w niewielkiej odległości zaczęły wyładowywać się nowe oddziały. Rozpoczęło się pojedyńcze przeskakiwanie przez tor, wzdłuż którego Niemcy położyli ogień. Tu padło najwięcej naszych. Każdy na własną rękę lub w małych grupkach usiłowali wydostać się z otaczającego pierścienia. Niemcy prowadzili już w najbliższych wsiach obławy. Gro sił partyzanckich wyrwało się z okrążenia. Niestety straty własne były znaczne.Zginęło 68 żołnierzy w tym jedna kobieta ( Olejnik Irena - córka nauczyciela z Andrzejewa). Według niesprawdzonych danych trzech żołnierzy zmarło z ran. Byli to przeważnie młodzi chłopcy z wiosek otaczających Czerwony Bór i najbliższych placówek. Cała akcja trwała 24 godziny. Straty niemieckie oceniono w/g informacji ludzi ze wsi, przez które przejeżdżały oddziały żandarmerii, na ponad 100 zabitych i znaczną liczbę rannych. Cyfra 500 w zabitych i rannych Niemców podawana przez wywiad obwodu wydaje się przesadzona....Odwróciło to uwagę Niemców od planowanych na szeroką skalę aresztowań i wywózek na roboty do Niemiec. Komendant Okręgu oceniał akcję jako nieudaną i zdjął kpt."Jacka" ze stanowiska inspektora, stawiając go do dyspozycji Komendy Okręgu."
Tyle dowiadujemy się z meldunku szefa wywiadu  i BIP Okręgu. Meldunek jest dużo szerszy i omawia sytuację po bitwie. Prawda jest jedna. Nawet ta nieudana akcja była zorganizowana i przeprowadzona przez Armię Krajową. Miejmy jasność spojrzenia na zakres i siłę działania AK i innych grup partyzanckich.Pamiętajmy o prawdzie historycznej i wiedzmy : "Komu Cześć i Komu Chwała"!!! Obłudną narracją nie zmienimy faktów historii i o tym muszą pamiętać "nowi" jej kreatorzy !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz