Dmowski to jeden z tych ludzi świata polityki, których nazywamy -"zwierzętami publicznymi".Życie prywatne, po młodzieńczym zawodzie miłosnym, stanowiło jedynie uzupełnienie, a czasami tylko margines życia politycznego. Pozbawiony własnej, przez siebie założonej rodziny był w pełnym tego słowa znaczeniu człowiekiem polityki. Był politykiem czynnym, który świadomie utworzył swój obóz zwany endecją ( kierownik LN i prezes KNP) . Jako pisarz rozwijał swoją doktrynę i sam jej się podporządkowywał. Był z Józefem Piłsudskim współtwórcą Niepodległej . Różniło ich jednak wiele.Stanisław Strzetelski tuż po śmierci Dmowskiego pisał: "Józef Piłsudski był przede wszystkim żywiołem, impetem, nieustannie płonącą żądzą czynu, tak jak Dmowski był przede wszystkim konstrukcją, planem, równowagą... Byli różni, inni i dlatego właśnie dzieło ich jest tak jednolite w syntezie różnych, lecz uzupełniających się wartości i kto wie, czy nie dlatego Polska uniknęła strasznej tragedii personalnej walki Wielkiego Wodza z Wielkim Mężem Stanu". Słowa te napisane w 15 stycznia 1939 r. w "Kronika Polski i Świata" w artykule : "Walka, która w rzeczywistości była współpracą. Wspólne dziedzictwo Piłsudskiego i Dmowskiego syntezą dzisiejszej Polski".
Słowa te dedykuję dzisiejszym endekom ku pamięci i rozwadze. Polska jest jedna i służba dla Niej jest jedynym obowiązkiem patriotów !!!
Pozostawmy rozmyślania i powróćmy do faktów poprzedzających ostatnie chwile życia i śmierci Romana Dmowskiego. Po sprzedaniu Chludowa w 1934, którego utrzymanie męczyło Dmowskiego sam powiedział w liście do Karola Raczkowskiego :"Uwolnienie się od tego haraczu jest dla mnie niesłychaną ulgą". Po ataku apopleksji w sierpniu 1934 r. przestał kierować "obozem narodowym". Od tego czasu mimo wyjazdów do uzdrowisk, głównie do Kosowa miał mocno ograniczony udział w życiu politycznym. Początkiem katastrofy był wylew krwi do mózgu wiosną 1937 roku. Przebywając u zaprzyjażnionej rodziny Lutosławskich w ich dworku w Drozdowie k/Łomży popadał w coraz to większą apatię. Ciągle leżał, a opiekę nad nim sprawowała p.Maria Niklewiczowa. Tak wspominała te dni po latach: "Życie jego przez ostatnie pół roku to była wegetacja. Serce tak słabe, że każdej chwili mogło przestać bić, skleroza, która sprawiała, że jego umysł, tak zawsze jasny, bywał czasami zaćmiony. nie orientował się wtedy w czasie, wracał myślą do dawnych lat i mówił o nich jakby chodziło o terażniejszość, czasami zapominał o tym , że pomarli jego matka i bracia". Nie przesadzała co potwierdza fragment listu Jabłonowskiego do Chrzanowskiego :"Stan jego jest taki, że nie odczułby nawet Twojego do niego przyjacielskiego zwrotu".
24 grudnia 1938 r. nowy atak apopleksji doprowadził do częściowego paraliżu. Gdy doszło do zapalenia płuc wezwano biskupa ordynariusza łomżyńskiego St.Kostkę Łukomskiego. Wątpliwa jest spowiedż Dmowskiego. Było to raczej udzielenie pasterskiego Wiatyku. Zmarł 2 stycznia 1939 roku w Drozdowie. W pięć dni póżniej 7 stycznia odbył się pogrzeb. Pierwotnie , zgodnie z projektem kierownictwa SN w Katedrze w Poznaniu. Przy braku zgody prymasa Polski kar. ks. Augusta Hlonda, pochowano Romana Dmowskiego w grobowcu rodzinnym na cmentarzu brudnowskim w Warszawie. Przejazd z Łomży do Warszawy i sam pogrzeb były wielotysięczną manifestacją zwolenników endecji. Doktryna Narodowej Demokracji jest żywa, choć skłócenie odłamów nadal trwa !!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz