Pamięć zawodna , a jednocześnie trwała. Wspomnienia wybuchu "Solidarności" w 1980 r. są jednak żywe, bo dotykały bezpośrednio mojej osoby. Pracowałem wtedy w ZPZ -ach łomżyńskich jako kierownik bocznicy kolejowej. Z-ca dyr. ZPZ p. Chełstowski, nazywany przez załogę "doktorkiem," zlecił mnie dokonania naprawy stanu technicznego bocznicy, jak i zaktualizowanie badań specjalistycznych pracowników. Najszybciej dokonaliśmy badań wszystkich zatrudnionych przy obsłudze technicznej, pracowników. Badania zleciłem Kolejowej Przychodni Lekarskiej w Białymstoku. Tam sukcesywnie, zmianami dowoziliśmy osoby zatrudnione na bocznicy. Wszyscy okazali się zdrowi fizycznie i psychicznie do pracy na kolei. Zwiększone przewozy, które dostarczano i wywożono z bocznicy ZPZ Łomża wiązały się z uruchomieniem Mieszalni Pasz i nowelizacją rozładunku ziemniaków tzw. elfami wodnymi. Duże wagony samowyładowcze, czteroosiowe, którymi dostarczana była soja, kukurydza i inne składniki dowożone z portów do Mieszalni Pasz, psuły torowiska bocznicy. W większości wahadeł, wózki kołowe wagonów miały przyspawane gniazda skrętu, co utrudniało wpisywanie się ich w małe łuki na bocznicy. Stare tory były w złym stanie i wymagały remontu. Po dokładnym przeglądzie sporządziłem projekt naprawczy. Dokładnie rozpisane zostały prace renowacyjne i naprawcze poszczególnych rozjazdów i torów . Dyrektor Chełstowski zatwierdził plan-projekt i przystąpiłem do poszukiwania toromistrza, który by nadzorował prace remontowe. Wtedy zaczęło iskrzyć między mną , a szefem zbytu. Niefortunnie umieszczono mnie w strukturach zbytu, a nie transportu. Tam starzy pracownicy, robiący złote interesy na zbycie piwa, mączki ziemniaczanej, paszy, wyrobów glukozowych itp. byli żli, a nawet wrodzy, że mam swoje biurko w ich pomieszczeniach. Atmosfera stawała się przykra. Ja musiałem często wizytować pracowników na zewnątrz, na torach w lokomotywowni, co wiązało się z zazdrością, że chodzę swobodnie po zakładzie. Pomówienia i donosy odbijął dyrektor Chełstowski. Atmosfera PZPR-owców i agentury zomowskiej była duszna. Postanowiłem odejść z pracy.
Wtedy gdy już dwa lub trzy dni byłem w domu i przeprowadzałem rozmowy o pracę w "Transmleczu". zawiązał się Komitet Strajkowy w ZPZ. Na wystosowanej do dyrekcji petycji , wysunięto także punkt o przywołaniu mnie do pracy. Dyrekcja upoważniła p. Waldemara Saniewskiego - szefa kadr do przeprowadzenia ze mną rozmów. Pomimo nalegań i wysłania do mnie pracownika bocznicy - męża zaufania, mechanika lokomotywki Jerzego Domitrza , odmówiłem .
Jak się póżniej okazało decyzja była słuszna. Na ZPZ wykryto przekręt w handlu piwem na wielką skalę. Posypały się kary z więziennymi włącznie. W zakładach łomżyńskich wrzało i zawiązał się Komitet Międzyzakładowy. Spotykał on się bardzo często w Elektrowni, gdzie i ja bywałem, ponieważ Stach Tyszka był moim dobrym znajomym. Komuna ustępowała bardzo wolno. Ja podjąłem pracę w"Transmleczu" w Piątnicy jako Główny Dyspozytor. Trwała wtedy szybka praca przy uruchomieniu Wytwórni Mleczka w proszku przy OSM Grajewo. Trzeba było wywozić wszystkie ścieki wodne z Grajewa do oczyszczalni ścieków w Prostkach - cysternami, które służyły do dowozu mleka do OSM-ów. Zaangażowałem się w działania NSZZ "Solidarność" i często odwiedzając poszczególne OSM-Mleczarnie, zaprzyjażniałem się z ludżmi Solidarności. Znałem ich wielu w wielu miastach byłego woj. łomżyńskiego. W grudniu 1981 roku razem z szefem Solidarności WZSML p. Michałem Rutkowskim, który był także w-ce Przewodniczącym Komitetu Międzyzakładowego w Łomży, udałem się do Grajewa. Tam odbyło się , wieczorem 12 grudnia, zebranie aktywu "Solidarności" w Grajewie. Najważniejszym punktem była przegłosowana decyzja o przejściu Grajewa z Okręgu Białystok do Mazowsza. Po zebraniu Michał pojechał okazją do Łomży, a ja zatrzymałem się do rana u jednego z członków. Wracałem autobusem PKS, wyjeżdżającym z Grajewa rano, około godz. 5.oo.
Był zimno. Po zamarzniętej ziemi przesuwały się zwiewane wiatrem pasma drobnego śniegu. Po jakimś czasie kierowca autobusu włączył odbiornik radiowy. Mała chwila spokojnej muzyki i odezwał się głos Jaruzela. Generał ogłaszał wprowadzenie stanu wojennego na terenie całego kraju. W autobusie powiało grozą !! Gdy przyjechałem do Łomży, pobiegłem natychmiast do domu. Ewa-żona spała po powrocie z zza granicy. Wtedy jeżdziło się zarobkowo na Węgry, Rumunię , Bułgarię. Korzystając z transitu przez ZSRR, odwiedzało się Lwów. Szybko włączyłem odbiornik telewizyjny. Na ekranie ukazała się postać Jaruzelskiego, który w powtórkach swego wystąpienia wydawał wojnę narodowi. Zdenerwowana Ewa powiedziała wtedy - wiesz Jurek , gdy rozmawiałam z rosyjskimi bojcami we Lwowie, to oni mówili, że się wybierają do nas w gości. Na moje życzliwe zaproszenia odpowiadali - my wybieramy się do was wszyscy. Teraz te odpowiedzi Rosjan stały się grożbą !!! Po powrocie do pracy w Transmleczu Piątnica doszło do ciekawego zdarzenia. W-ce Dyrektor Transmleczu St. Gregorek wystąpił z wnioskiem do Dyrektora Rybickiego o natychmiastowe zwolnienie mnie z pracy. Komuch Gregorek tak dziękował mnie za moją otwartą, koleżeńskość i uczynność. Geny przodka- przedwojennego fanka -agentury sowieckiej wzięły górę. Uparty Dyrektor Rybicki kazał zwolnić jego kolesia, a mnie dał wypowiedzenie ustawowe , trzy miesiące. Nie wiem co dalej się dzieje z Gregorkiem. Czy ta obłudna kanalia jest w Polsce ??
Pełniąc dyżur miałem okazję obserwować ludzi. Byli przygnębienie, ale nie poddawali się i chcieli walczyć o ideały Solidarności - Wiarę i Wolność. Chłopcy z Grajewa i Kolna spotykali się ze mną.Godności w nich Jaruzel nie załamał. Zaczął się handel wymienny. Woziliśmy po kraju wyroby mleczarskie, a za to sprowadzaliśmy inne artykuły, najczęściej papierosy - takie półmetrowe i więcej ( na wagę).
Pamiętam jeden z dni "Karnawału Solidarności", kiedy siedziba zarządu była przenoszona z baraków z osiedla Dmowskiego do budynku po Starostwie na ul. Polowej. Zebrała się grupka ludzi i debatowała nad przybiciem szyldu NSZZ "Solidarność" na budynku. Nie było chętnego ??!! Poprosiłem przechodzących wtedy znajomych - Andrzeja Makarewicza i Zdzisława Kijka, wysokich, postawnych chłopów, aby mnie podnieśli. Osobiście przybiłem tablicę do muru . Wydarzenie to sfotografował p. Bolek Deptuła !!! Ciekawe , czy ma te zdjęcie w swoich zbiorach ??? Czas mija, a wspomnienia się zacierają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz